Karmel

Rys. Anna Reinert

Justyna Kopińska


Proszę księdza…

Właściwie nikt tak do ciebie nie mówił. Mówili na ty, Szymon, czasem po nazwisku.

Nie znałam cię. Patrzę na twoje zdjęcie. Bordowy sweter, granatowa kurtka, siedzisz na ziemi. Masz duże, smutne oczy pod ogromnymi okularami. Wyglądasz na zawstydzonego.

Twoi przyjaciele dużo mi o tobie powiedzieli. Czy wiedziałeś, co o tobie myślą?

A co gdybyś wiedział?

 

*

Pochodziłeś z małego, górniczego miasta. W dzieciństwie dużo czytałeś. Nie interesowały cię dziewczyny, nie lubiłeś sportu.

– Geniusz – tak wspominają cię nauczyciele. Zadawałeś pytania, na które nie umieli odpowiedzieć.

W wieku kilkunastu lat postanowiłeś zostać księdzem.

Miałeś dwóch braci. Sebastiana i Marcina. Dla Marcina byłeś wzorem. Wkrótce po tobie także wstąpił do zakonu.

– Jezuici to formacja kształtująca charakter, osobowość. Interesują mnie tylko książki i nie potrzebuję niczego innego – mówiłeś, gdy przełożeni spytali, dlaczego wstąpiłeś do ich zakonu.

– Taka opinia dobrze się sprzedawała. U młodego jezuity skupienie na lekturze świetnie rokuje – mówi Mariusz, twój przyjaciel z zakonu. – W polskich zakonach ludzie nie interesują się sobą w głębszym sensie. Musieliśmy mieć na wszystko prostą odpowiedź. Czuliśmy, że nie możemy pozwolić sobie na wątpliwości.

Zamieszkałeś w Krakowie. Miałeś czas na czytanie o filozofii.

– Filozofia to życie Szymona. Pochłanianie kolejnych cudzych słów, konfrontowanie ich w rozmowach, było jego sposobem odmierzania czasu – mówi twoja przyjaciółka Beata.

– Kinga Dunin – krzyknąłeś, gdy zakonnicy wymieniali najlepszych polskich felietonistów.

Dużo mówiłeś o kobietach. Uwielbiałeś te inteligentne, piękne, zadziorne w rozmowie. Zwykle wisiały u ciebie dwa plakaty. Na jednym Martha Craven Nussbaum – filozof. Na twoim zdjęciu ma męskie, ostre rysy twarzy. Na drugim piękna Nico z The Velvet Underground, której głosu słuchałeś przy rozmowach.

Nie szukałeś inspiracji w mężczyznach.

– Sam był dla siebie inspiracją – mówi żona twojego brata. – Wyróżniał się. Inteligencją, błyskotliwą rozmową, znajomością kilku języków. Nie myślałam, że w mężczyźnie może być tyle wrażliwości.

– Był całkowicie pozbawiony uczuć wyższości, czy pogardy. – mówi Beata. – To zachowanie przyciągało, bo było takie….- tu twoja przyjaciółka Beata zawiesza głos. – Zupełnie nie katolickie!

– Najwyższy czas przestać się zapowiadać i zacząć coś robić – powiedziałeś kolegom.

Zakochałeś się w Czechach. W wieku dwudziestu kilku lat zamieszkałeś w Ołomuńcu. Czytałeś czeskich autorów, nauczyłeś się mówić w tym języku i wkrótce wykładałeś Kanta dla czeskich studentów.

Przyjechali twoi znajomi z Krakowa. Po sobotniej imprezie wygłaszałeś kazanie „Hrabal mój bliźni”. Nawet podczas mszy świętej przyjaciele nie mogli zobaczyć w tobie księdza. – To nie wyglądało na kazanie – wspominają. – Bardziej na występ.

– Oboje z Szymonem bardzo lubiliśmy Hrabala – mówi Beata. – Mieliśmy fragmenty, które czytaliśmy sobie w kółko. Najpierw on czytał cztery strony, potem piliśmy, wygłupialiśmy się i znów ja czytałam to samo. Dostawaliśmy od tego „głupawki”, a Szymon głośno się wtedy śmiał.

 

*

– To jeden z najbardziej błyskotliwych studentów, jakich miałem – mówi twój ówczesny przełożony Stanisław Obirek.

Czy wiesz jak dumni byli twoi rodzice?–- Szymon był dla nich ideałem. Księdzem, który uczy się w Czechach, rozwija – przypomina sobie żona twojego brata.

Dostałeś się na studia do Frankfurtu. Na pierwszym roku było ciężko. Nie znałeś języka. Mocno to przeżyłeś. – Nagle utracił narzędzie, którym się zawsze posługiwał. Lubił zabawy słowem – mówi Mariusz. Pamiętasz go? Zaprosiłeś Mariusza do Frankfurtu.

Płakałeś, wszystko cię męczyło. Dopiero na drugim roku zacząłeś sobie lepiej radzić.

Mieszkałeś w świetnych warunkach, mogłeś korzystać z dobrych bibliotek. Ale tam także czułeś się inny. Najlepszy kontakt miałeś z Turczynkami z kursów niemieckiego.

Doskonale potrafiłeś rozmawiać o książkach i poezji, ale przy osobistych przeżyciach zamykałeś się. – Nie umiał się zwierzać. Z jednej strony ogromna erudycja, intelekt, a z drugiej całkowity brak przełożenia tego na wymiar osobisty, przyjacielski – opowiada Mariusz, któremu zacząłeś wtedy mówić wiele komplementów, ale zupełnie nie pozwalałeś zbliżyć się do siebie. – On niczego nie szukał i nie potrzebował. Nie widział potrzeby, żeby gdzieś jechać, bo czytać można w domu. Nie umiał żyć poza miastem, bez księgarni, do których zawsze może wbiec i kupić książkę, która akurat wpadła mu do głowy.

Księża z Frankfurtu cię irytowali. – Jezuici w Niemczech byli dla niego obcy, otwarcie mówili o swoich preferencjach seksualnych i wątpliwościach na temat istnienia Boga – wyjaśnia Adam.

Mówiłeś, ponoć zdecydowanym tonem: – Księża geje powinni się z Kościoła wycofać, aby uszanować jego zasady.

Podczas wizyty Jana Pawła II w Niemczech nie odchodziłeś od telewizora. Przyjaciele mówią, że czułeś się dumny: papież Polak przyjeżdża do Niemiec.

Sytuacja w Niemczech przypominała ci sceny z filmów Antonioniego, gdy na przedmieściu pojawiają się zadbani mężczyźni z pudlami i to znak, że okolica będzie w dobrej cenie. Irytowało cię, że nie ma bardziej drobnomieszczańskich par w Niemczech niż dwaj geje idący za rękę do Kościoła. – Uważają za oczywiste, że mają tam być akceptowani – powiedziałeś do Beaty.

Nie chciałeś żyć w Niemczech lub innym zachodnim kraju.Nie wytrzymam tej łatwości życia. To głupie, że ktoś się nie zastanowi, tylko akceptuje innych, dlatego, bo wszyscy ich akceptują – powiedziałeś i wróciłeś do Krakowa.

– Szymon żartował, że jak jest „po zachodniemu rozpędzony”, to zaraz zrobi „love parade” w Krakowie. Powiedział: może jak ktoś zobaczy księdza z pióropuszem w pupie to się wreszcie otrząśnie! – opowiada Beata.

 

*

Jezuici podkreślają, że miałeś duże możliwości. Wiele mówiłeś o tym, co zrobisz, co napiszesz.

– Może ja pani pożyczę Kalkwerk Krystiana Lupy? – Beata chce żebym lepiej cię zrozumiała. – To ulubiona sztuka Szymona – mówi. – Widział ją kilkanaście razy. Był idealnym przykładem przedstawionej sytuacji. Zupełnie nie wierzył, że jego praca będzie potrzebna. To jest problem urojeń, które miał ze swoją twórczością, nie można tego ujmować w kategoriach choroby, a w literackich.

Nie szanowałeś siebie. – Szymon niszczył sam siebie. Zupełnie nie dbał o własne ciało – mówi Mariusz. – Był nastawiony negatywnie do wszelkich ćwiczeń fizycznych, sportu, wędrówek – wszystko, co wiązało się z zaangażowaniem ciała. Dlatego tak lubił życie w mieście.

– Spokój daje duże miasto – powiedziałeś Beacie po powrocie do Krakowa. – Przynajmniej tu nie wymagają żebyśmy się wszyscy znali.

– Przeczytał mi kiedyś Josifa Brodskiego – mówi twój kolega z Klubu Jagiellońskiego. – ostatnia strona „Znaku wodnego” czyli pożegnanie dwóch kochanków.

Zacząłeś mówić, że nie chcesz żyć w takim świecie…

”…Gdzie każdy gra w jakimś teatrze

Gdzie żyjesz po to, by zaspokajać czyjeś pragnienia”

Postanowiłeś wystąpić z zakonu.

 

*

Uważałeś, że aby opuścić jezuitów wystarczy twoja prośba, nie musisz załatwiać tych wszystkich formalności. – Ale to jest jak rozwód – tłumaczy mi teraz twój kolega, ksiądz. Wchodzisz w ramy pewnej organizacji i ona też ma obowiązki wobec ciebie. Jeśli nie chciałeś wypełnić tych wszystkich papierów, to nadal musieli traktować cię jak jednego z księży.

Poprosiłeś o rozmowę księdza Krzysztofa Mądla. Pytałeś, czy nie ma pracy. Ksiądz Mądel mieszkał wtedy w budynku Wydawnictwa WAM. Razem ze Stanisławem Obirkiem pracowali przy kwartalniku ”Życie Duchowe”. Dał ci kasety z wywiadem z Agatą Bielik-Robson i zapłacił z góry za ich spisanie. – Był tak porozbijany, że nigdy tego nie zrobił, a kasety przepadły – mówi teraz ksiądz Krzysztof.

Pytałeś też o możliwość pracy na Ignatianum w projektowanym Instytucie Społecznym. – Wiedziałem, że wystąpi z zakonu, a jako eksjezuita, nie powinien być tam zatrudniony – wyjaśnia ojciec Krzysztof.

– Po swojej decyzji zauważył, że konformistą nie jest się tylko w zakonie – opowiada mi twoja przyjaciółka. – Konformizmu wymagają od każdego, kto chce dostać pracę lub załatwiać papiery w urzędzie.

– Będę zarabiać na „jakimś pisaniu”, organizowaniu „jakiś spotkań”… – mówiłeś do Beaty.

Ale nie byłeś w stanie załatwić najprostszych formalności – numeru NIP. Nie miałeś mieszkania. Nie wiedziałeś, co chcesz robić.

Zamieszkałeś ze swoim bratem.

– Szymon jadł wtedy karmel i cukier. Potrafił budzić się z środku nocy i przygotowywać słodycze. – mówi Beata. – Nie miał pieniędzy. Puszczał sygnał z komórki brata, żebym do niego zadzwoniła. Po chwili rozmowy mówił, że musi coś zamieszać, bo mu się karmel przypali. Bałam się, że zła dieta powoduje u niego dziwne nastroje.

Niepowodzenia cię męczyły. Może, dlatego nie odbierałeś telefonów od Mariusza, w którym wcześniej byłeś zauroczony. Nie poprosiłeś go o pomoc.

Mariusz mówi, że nigdy nie czułeś się kochany.

– Absolutnie nie był w stanie uwierzyć, że jego twórczość może mieć sens – podkreśla. – Uważał, że wszystko, co może wypłynąć z jego głowy będzie chore. Powtarzałem mu, że to, co myśli jest uniwersalnie, wartościowe. Nie słuchał.

Czy wiesz, że rozmowa z tobą była dla Mariusza bardzo ważna? Poczuł, ze jesteście przyjaciółmi. Ale ty przestałeś reagować na telefony, smsy, zaproszenia. We wrześniu wysłałeś mu ostatnią wiadomość z życzeniami na imieniny.

Acha, a przedtem powiedziałeś mu z goryczą: – Wszystko, co kiedykolwiek napiszę będzie pedalskie.

Słoneczny, styczniowy dzień. Usunąłeś wszystkie dane w komputerze, strony, na które wchodziłeś i dokumenty.

Nie wiadomo, o której godzinie założyłeś pętlę na szyję. Wieczorem odnalazł cię kolega brata.

 

*

Rodzice pragnęli, aby podczas pogrzebu nadal nazywano cię księdzem. Nawet po twojej śmierci nie uwierzyli, że chciałeś opuścić zakon.

Coś ci jeszcze powiem. Bo jeśli nie ma nieba, to nigdy się nie dowiesz. Rok później powiesił się twój młodszy brat Marcin, też były zakonnik.